czwartek, 18 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ XXIV

Weno!Ojczyzno moja!
Ty jesteś jak zdrowie! Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie!Kto cię stracił!
Moje autorstwo XD.Dzisiaj rezydencja Phantomhive-moi ulubieńcy. I takie info :Prowadzę ankietę na temat lemonów. Głosujcie więc. Lemony nie będą mieć żadnego wpływu na główną fabułę tego fan fiction.To będzie zupełnie inna bajka.

                                       ***
Wciąż był przy niej blisko. Nie wiedziała co robić. Gdy poczuła jak jego palce oplatają jej drżące palce oblała się większym i mocniejszym rumienieńcem.Po tym czynie z jego strony odwzajemniła pocałunek.Czując jej reakcję pogłębił pocałunek i objął ją drugą ręką w talii.Dopiero gdy zabrakło dla Shell powietrza odsunął się i zorientował się co przed chwilą zrobił.
-Przepraszam...poniosło mnie. -Odsunął się od dziewczyny nie pytając się jej o zdanie. Spuścił wzrok. Uznał, że postąpił niewłaściwe. W głębi siebie czuł się zupełnie inaczej. Ta mała iskierka chciała mu powiedzieć, aby powtórzył to.Shell nie wiedziała czy go za to zganić czy inaczej zrobić. Była w pustce. Wyszła z pokoju,w którym się znajdowali. Gdy dotarła do swego pokoju oparła się plecami o drzwi.Dotknęła palcami swych ust.
On to naprawdę zrobił?... To było takie...takie przyjemne?Dlaczego za to przepraszasz? Dlaczego nie zrobisz tego jeszcze raz? Odpowiedz Claude...co ciebie skłoniło,abyś przestał?  
Zbliżała się już późna godzina. Jutro nie miała lekcji, ponieważ była sobota.Wzięła prysznic.Gdy się wytarła zorientowała się, że zapomniała piżamy. Owinęła się w ręcznik, który sięgał jej do połowy ud. Świetnie miała wyeksponowane nogi i ramiona.
Naprawdę mam dziurawą pamięć...
Wyjęła z szafy białą koszulkę i szare spodenki.Już miała wracać do łazienki,aby się przebrać, ale coś lub raczej ktoś jej przeszkodził w tym.Przy drzwiach stał nie kto inny jak Claude Faustus.Jej twarz oblała się mocnym rumienieńcem.Jej ręce lekko się trzęsły.Mężczyzna nie wiedział co robić. Patrzył na jej nogi oraz ramiona.Po kilku minutach się opamiętał.Wyszedł z pokoju uprzednio przepraszając za wejście do jej pokoju oraz za zobaczenie jej prawie nagą.Czekał na nią pod drzwiami. Obydwoje byli czerwoni jak dojrzałe buraki. Szybko się przebrała w łazience.
-Możesz wejść. -Była już w pokoju i rozczesywała swoje mokre włosy.
-Nie jesteś głodna? Nie jadłaś niczego od śniadania.Może lepiej coś zrobię na kolację? -Mimo, że chciał zapomnieć o tym co zrobił to jakoś nie dawał rady. A teraz jeszcze zaczął się o nią martwić.
-Nie jestem głodna...jak będę czuć głód to sama sobie zrobię coś do jedzenia. -Dawała sobie radę bez niego. Trochę zaskoczyła go tymi słowami.
-Na pewno? Gdybyś czegoś chciała to mnie wzywaj. Wystarczy pociagąnąć za sznur. -Chciał dla niej dobrze.
-Na pewno...jestem już zmęczona. -Teatralnie ziewnęła.
-W takim razie cię zostawię...dobranoc. -Uwierzył jej słowom i gestom.
-Dobranoc. -Claude wyszedł z pokoju, zostawiając ją samą.
Była dopiero 20.Nastawiła budzik na 6:00 i położyła się spać. Zaplanowała sobie jutro bardzo ciekawy dzień. Już nie mogła się doczekać aż zadzwoni budzik.
                                ***
W nocy nie miała żadnych koszmarów ani dziwnych snów. Było najprościej mówiąc normalnie. Spała na brzuchu. Zadzwonił budzik. Otworzyła oczy i wyłączyła go. Usiadła i się rozciągnęła.Zażyła porannej toalety.Związała włosy w wysoki kucyk. Ubrała białą długą koszulkę oraz czarne legginsy z napisem na boku :WORK OUT.Wybrała do tego czarne sportowe buty z fioletowymi detalami i sznurówkami(mój ubiór do szkoły. Tak na szybko coś z szafy wyjąć i poszła). Słońce dopiero wschodziło. Wyszła na korytarz, w którym panował półmrok. Szła na palcach bojąc się,że kogoś obudzi.Planowała po śniadaniu wyjść na zewnątrz do pewnego miejsca. Tylko ona je znała. Usłyszała kroki.
Niech to! To pewnie Claude! 
Schowała się za zasłoną przy oknie. Modliła się w duchu,aby jej nie zobaczył. Usłyszała jak rozsuwał zasłony wpuszczając światło na korytarz. Zaraz ją nakryje!!!Szybko zmieniła miejsce ukrycia. Teraz chowała się pod stołem. Widziała pod obrusem jego buty, które szły po dywanie.Jej czoło było ozdobione kroplami potu. Czekała póki nie zniknie. Dla niego zdawało się, że słyszy czyjś oddech. Nasłuchiwał.Po kilku minutach się poddał. Jednak jak jeszcze raz coś takiego się powtórzy to przysiągł sobie, że zaatakuje. Gdy jego kroki ucichły wyszła ze swojej kryjówki i szybko pobiegła do kuchni. Skręciła w węższy korytarz. Claude na chwilę odwrócił głowę i zobaczył końcówki jej włosów. Może mu się zdawało?Wzruszył ramionami i poszedł do pokoju Shell, aby sprawdzić czy wszystko z nią w porządku.
                              ***
Ledwo co...na szczęście nie zerknął pod stół.
Wypiła szklankę wody oraz wzięła kilka gryzów bułki (moje śniadanie w pośpiechu). Wyszła tylnym wyjściem na dwór. Była rosa. Słońce odbijało się w kroplach wody. Pobiegła w głąb ogrodu. Nie zauważyła jak Claude patrzy na nią zza zasłony w jej pokoju. Postanowił trochę ją poobserwować.Nie chciał by zrobiła głupstwa. Cicho wyskoczył z balkonu i niesłyszalnym dla ludzkiego ucha biegiem ruszył za nią.Była w centrum labiryntu. Weszła na betonową posadzkę. Skoczyła na beton. Lekko się zapadł ukazując dziurkę na klucz. Na szyi nosiła złoty łańcuszkek i wisiał na nim mały kluczyk. Zdjęła wisior i włożyła klucz do dziurki. Przekręciła klucz w dziurce.Pojawiły się schody prowadzące pod ziemię. Claude wszystko to widział. Dziewczyna wyjeła klucz i zeszła schodami na dół. Demon ruszył za nią. Zdążył w porę, ponieważ schody już się zamykały i posadzka stawała się znowu normalna.Na ścianach świeciły się małe żarówki rzucając metaliczne światło. Znudziło jej się maszerowanie. Nacisnęła guzik w ścianie i schody znikł tworząc zjeżdżalnie. Zaczęła zjeżdżać. Claude stał na nogach i sunął. Hamował, aby nie dogonić Shell.W końcu trasa dobiegła końca.Musiała skoczył. Skoczyła i wylądowała na rękach.
-Lądowanie -zaliczone. -Obróciła się na nogi i skierowała się w głąb pomieszczenia.
Niezła jest.Tylko co to za miejsce? 
Włączyła światło.Ukazało się pomieszczenie z dziurami w ścianach,laserach w górnych rogach oraz innymi dziwnymi rzeczami. Na środku sali przy suficie było szklane pomieszczenie.Weszła tam po składanej drabinie.Był tu ogromny monitor oraz klawiatura. Włączyła ekran i ukazał się model 3D pomieszczenia oraz bronie i sposoby ataku przedmiotów, które były na sali. Wzięła sobie survival. 3 trafienia w Shell a koniec rozgrywki. Jako broń wybrała sobie łuk ze strzałami oraz Cresent Rose (wpisz sobie w Google i weź grafikę). Jako przeszkody ustawiła sobie wirtualne stwory Grim,lasery oraz Strzały Szybkości .Ustawiła sobie mgłę.Miała się pojawiać gdy pokona lasery oraz Strzały Szybkości.Nasicnęła ENTER rozpoczynając symulacje.Claude po cichu znalazł się w sali pod sufitem. Zeszła na dół. Rozpoczęła się rozgrywka. Z dziur w ścianach zaczęły wylatywać Strzały Szybkości. Robiła uniki.Po 20 minutach ostrzał znikł.Zobaczyła na ścianie łuk i strzały.Światło zgasło.Teraz tylko były lasery.Cała sala świeciła się czerwienią.A jeszcze laserowych kresek przybywało. Przechodziła pomiędzy lukami w kreskach.Zobaczyła jak w jej stronę zbliża się laser.Uniknęła go ale jej włosy dotknęły innego lasera. Nastał zwdojony atak broni.Cudem uniknęła czerwonego światła. Wzięła w swe ręce łuk i trafiła we wszystkie bronie które tworzyły czerwone kreski. Znowu było jasno. Usłyszała ryczenie stworów Grimm. Przygotowała się do ataku. Miała jeszcze 10 strzał. Nastawiła strzałę na łuk. Dzięki temu, że jest bardzo szybka unikała ciosów swoich przeciwników. Strzeliła. Trafiła. Zmarnowała wszystkie strzały na przeciwników. Rzuciła łukiem. Broń leciała jak boomerang.Trafiła w głowę stwora. Ten padł na ziemię i rozpadł się na piksele.Z jednej strony się cieszyła, ale potem zdała sobie sprawę,że zniszczyła łuk. Została otoczona. Czerwone ślepia potworów przerażały.Jednak ona nie trzęsła się jak galareta.Grimm ruszył w jej stronę. Jego białe pazury były bardzo ostre.Zablokowała jego atak chwytając potwora za łapy. Zaczęła się z nim siłować.Nie miała za bardzo siły i zaczęła przegrywać. Zagwizdała i Cresent Rose wylądowała między stworem a nią. Zanim chwyciła kosę zadrapano jej ramię. Została jej ostatnia szansa do zakończenia symulacji.Jedno ją zaskoczyło...a mianowicie nie było mgły. W sali pod sufitem Claude patrzył na główny komputer, który nadzorował pracę urządzeń w sali. Wyłączył mgłę, ponieważ uznał że będzie dla niej za trudno. Ona zaś przecinała kosą swych przeciwników. Jej włosy były już rozpuszczone. Dobrze jej szło. Tym razem nie została zadrapana, jednak potworów ściął jej długie włosy sięgające do połowy pleców swymi pazurami.Wszystko się zatrzymało i rozgrywka się zakończyła. Mężczyzna patrzył ze szklanej sali na młodą Phantomhive.Miał w oczach podziw i uznanie. Nie wiedział,że dziewczyna umie takie rzeczy i jeszcze bardziej go zaintrygowała.Zauważyła go. Teraz już nie mógł się schować ani wykręcić. Wiedział, że czeka go ochrzan. Znalazł się na dole czekając na skrzyczenie. Nie trzeba było długo czekać.
-Możesz mi wytłumaczyć co tutaj robisz?! -Była wściekła, ponieważ ją śledził.
-Poszedłem za tobą. -Mówił spokojnym głosem bez ani grama gniewu.
-Czyli mnie śledziłeś?! Szpiegowałeś mnie?! -Z każdym słowem coraz bardziej się denerwowała.
-Nie denerwuj się...przepraszam za to. -Starał się jakoś ją uspokoić.
-I co jeszcze powiesz?! Może też o tym zapomnisz jak wcześniej?!?! -Nie chciała się uspokoić. To już przeradzało się w kłótnie. Nic na ten temat nie powiedział. -Nic mi na to nie powiesz?! Powiem ci jedno :Myśl dwa razy zanim coś powiesz albo uczynisz!!! -Wyszła na powierzchnię. Cała trzęsła się ze złości.
W myślach przeklinała go. Zamknęła się w pokoju nie wypuszczając nikogo.













wtorek, 16 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ XXIII

Pomyśleć, że niedługo znowu będę męczyć się z niemieckim.Przejrzałam książkę od niemieckiego i moja mina :Dlaczego poszłam na niemiecki?! To jest za trudne!!! Ale 4 była na koniec 2 klasy. A wy się obawiacie nowego roku szkolnego?

                            ***
Szedł przez ciemny las nad jezioro.Mimo, że świeciło słońce to było bardzo ciemno przez drzewa, które zatrzymywały promienie słoneczne. Wiatr delikatnie bujał jego włosami. W błękitnych oczach odbijała się bujna roślinność,różnego rodzaju paprocie ;krzewy ,które kwitły;owoce leśne. Swoją wędrówkę zakończył dochodząc nad jezioro. Ze wszystkich stron był las.Było to coś w rodzaju polany, tylko że tutaj było jezioro. On to nazywał wodną polaną. Podszedł do brzegu jeziora. Mimo, ze woda była ciemna, wręcz granatowa to było widać odbicie bezchmurnego nieba oraz jego.Wziął głęboki wdech i wziął się do pracy.
                            ***
Na początku wykonywał proste czary.Tworzył z wody różne kształty np.Kule, drzewa, człowieka.Bez złapania oddechu wszedł do wody. Na powierzchni wody nic nie było widać. Schodził coraz głębiej. Nie musiał się martwić o utratę powietrza. Umiał oddychać pod wodą;Był magiem wody i nauczył się tego.
                             ***
W wodach jeziora panował mrok i zimno. Te dwie rzeczy były najbardziej zauważalne. Nie pływały żadne ryby. A roślinność była bardzo uboga. Tylko trochę moczarek kanadyjskich i już. Znalazł się przy wielkiej grocie. Znał to miejsce i nie bał się tam wejść. Gdy znalazł się w jaskini zdawać by się mogło, że jest tutaj jaśniej niż w innych częściach jeziora. Chodził tutaj tylko z dwóch powodów :Chciał pobyć sam albo porozmawiać ze swoim magicznym zwierzęciem.Lubił Mazako.Czuł w nim nie tylko pomocnika w walce, ale również szczerego przyjaciela.Jednak dzisiaj Mazako leżał i spał.Właściciel stworzenia podszedł do swojego pupila i pogłaskał go. Woda w jeziorze zafalowała i coś wyszło na brzeg jeziora świecąc słabym błękitem.
                                ***
Pobył jeszcze jakieś 2 godziny.W końcu musiał wrócić na powierzchnię,ponieważ się robiło już ciemno.Odbił się od dna i zaczął płynąć w górę. Po 10 minutach znalazł się na powierzchni. Za pomocą magii zabrał wodę ze swego ubrania i znowu był suchy. Miał już wracać do domu, ale coś przykuło jego uwagę. W trawie nad brzegiem jeziora coś świeciło bardzo słabym błękitnym światłem.Podszedł bliżej do świecącego przedmiotu. Bez chwili zastanowienia wziął ten przedmiot w swe ręce. Na srebrnym łańcuszku wisiał błękitny amulet. Wyglądał jak mała fiolka wypełniona jakąś substancją.Właśnie od tej cieczy biło światło. Zainteresował Sida ten przedmiot. Zawiesił go na szyi.Wracając do domu postanowił sobie, że dowie się czym jest owy amulet, który znalazł przez przypadek.Słyszał legendy o wielkich magach i ich amuletach,które mają niezwykłe właściwości. Niektóre naprawdę istnieją...np.:Bezdenne morze. To był bardzo potężny amulet, był w stanie uwięzić w sobie nawet maga. Gdy wrócił do domu wszedł do swojego pokoju.Zdjął łańcuszkek z szyi i odłożył go na szafkę nocną obok łóżka.Amulet już nie świecił gdy Sid położył się spać. To było wręcz dziwne a zarazem niesłychane.Co to ma znaczyć? Czy Sidney Clearwater posiada własny amulet? A może to pułapka na niego? Był bardzo zmęczony i nie dał rady myśleć. Po 5 minutach zasnął,a amulet wciąż nie świecił...bardzo dziwne...



 

sobota, 13 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ XXII

Witam was kochani.Dzisiaj będzie bez całusów, bo już i tak przesłodziłam.Jeszcze bym coś dopisała ale tego na razie nie zrobię. Jeszcze nie ten czas.

                                          ***
Miał być kolejny prosty dzień z życia Sebastiana. Jak zwykle położył się niewiadomo kiedy. Ze wstawaniem było znacznie gorzej.
-Wstawaj Romeo!!! Julia czeka!!!-Sid wszedł do jego pokoju włączając światło. Romeo się tylko odwrócił plecami do światła i zakrył się cały kołdrą.
-DOBRANOC..... Zzzzzzzzz.
Sid tylko westchnął i wziął z kuchni pokrywkę od garnka i drewnianą łyżkę.Wrócił do pokoju śpiocha i zaczął walić łyżką w metalową pokrywkę.Ale to i tak nic nie pomogło. Ściągnął z Sebastiana kołdrę.Ten zakrył głowę poduszką zwijając się w kłębek.W końcu mag wody się wkurzył i pociagął maga ognia za nogi zwalając go na podłogę(tak wygląda moja pobudka do szkoły).
-WSTAWAJ ALBO NIE RĘCZE ZA SIEBIE. -Stał nad leżącym Sebastianem.(Przynajmniej podłogę wytrze Sid.
Sid:Przynajmniej raz się przyda).
W końcu z niechętną miną wstał.
-Za 30 minut arena.Spóźnisz się a dostaniesz taki łomot, że tobie się odechce spóźnialstwa.-Wyszedł z pokoju. Miał ton głosu jak rodzic,który ochrzania swoje dziecko za złe oceny w szkole (wzorowałam się na gifach kolegi Adriana -mistrza gifów).
Ogarnął się i zjadł śniadanie w ciągu 15 minut(taki zombie z niego bo nie obudził się jeszcze i dlatego się tak ślimaczy).Wrócił do swego pokoju i usiadł na łóżku. Z szuflady szafki nocnej wyjął pierścionek. Należał do jego matki.To jego jedyna pamiątka po niej. Zawsze miał go przy sobie. Jak był kamerdynerem to chował w kieszeni swojego fraku(telefonie nie walcz ze mną!!!Zamiast fraku-frakcje
fraku-frakcje). Zostało pięć minut do treningu, a on wciąż rozmyślał patrząc na pierścionek. Zdawało mu się, że w jego kamieniach widzi twarz matki.Czarne włosy spięte w kok białą spinką,która wyglądała jak diadem. Jasna twarz, a na niej zgrabny nos oraz usta o malinowym kolorze. Oczy miały barwę ciemno brązową. Po ojcu miał czerwone oczy. Od dawna zastanawiał się gdzie jest jego ojciec. Gdy zaczynał temat z matką o ojcu nie chciała nic mówić i wybierała inny temat rozmowy. Jakbyś coś ukrywała przed nim.
                                ***
Ocknął się dopiero gdy usłyszał bicie zegara. Spóźnił się o 10 minut!!!Jak oparzony wybiegł z pokoju.
-O!Cześć Sebastian-na dole w salonie była Rose.
-Cześć Rose,później pogadamy mam trening. -Mówił to tak szybko jak biegł.
No to już po mnie. Dostanę taki łomot i ochrzan od niego. Jednak nie jestem tchórzem i nie uciekam od tego. 
Wbiegł na arenę. Dostał w plecy strumieniem wody.Był cały mokry.
-Mówiłem,że masz być za 30 minut,a nie za godzinę! Co ty sobie wyobrażasz! Myślisz, że możesz robić co tobie się podoba?!?! -Na początku jego głos rozlegał po arenie echem. Potem już był za plecami Sebastiana.
-Przepraszam ja...-Zaczął bardzo niepewnie i bardzo mu szybko przerwano.
-NIE PRZERYWAJ MI GDY MÓWIĘ!!!-Znowu dostał od nauczyciela wodą.Teraz to tylko czekać aż zamrozi Sebastiana na jakieś 50000 lat.-MOŻESZ MÓWIĆ GDY JA POZWOLĘ. Czy to jest jasne? -Miał bardzo okrutny ton głosu. Jakby był osobą, która tortuje innych. Sebastian szybko poruszył głową dając znak, że rozumie. -Bardzo dobrze. Zaczynamy lekcje. -Stanął na dachu i wyrósł na arenie las lodowych grotów. Były bardzo wysokie i grube.
-Tym razem czas na orientację w obliczu zagrożenia. Masz dobiec cały do drugiego końca areny. Nie wiem jak to zrobisz, ale masz wykonać to zadanie. -Czas start. -Patrzył z góry przyglądając się Sebastianowi.Ruszył spokojnym krokiem. Wkurzył się Sid na takie podejście do zadania. Przed twarzą Sebastiana wyrósł wysoki słup lodu.Mało co, a by się na niego nadział.
-Ruchy!!!Nie mam zamiaru ciebie pilnować cały dzień!!! -Powiedział Sid.Jego głos był jak dudniące echo. Jednak uczeń na początek go posłuchał i pobiegł kilka metrów. Tym razem Sid wyszedł z siebie i skoczył na arenę rozwalając wokół siebie pale z lodu.Zamrożone kawałki słupów poleciały w kierunku ucznia.Cudem uniknął skaleczenia.Miał tylko rozdarte ubranie w niektórych miejscach.
-TO SIĘ DOIGRAŁEŚ!!!-Bez uprzedzenia zaatakował. 5 kul ognia leciało w kierunku maga wody. Sebastian nimi sterował. Sid utworzył wokół siebie wodną tarczę. Był cały jakby w wodzie. Im bliżej były kule ognia to paliły się coraz mocniej. Uderzyły w Sida.Ten tylko lekko się zachwiał. Miał na twarzy psycho uśmiech. Sebastian czekał na jego ruch. Za plecami maga wody czaił się bicz wodny, który był gotów związać Sebastiana. I tak się stało. Był związany, na dodatek mocno go ściskał. Chciał już zaatakować ale....
-STOP!!! -Na arenę wleciała Rose na swojej lotni.-Co wy odwalacie?! A zwłaszcza ty SID!!!MASZ PRZESTAĆ!!! -Bardzo rzadko się denerwowała i krzyczała.Jednak gdy nadchodził taki moment to lepiej uciekać.Chyba, że chcesz trochę polatać (Ja chcę polatać!!! Rose:Ty mnie choć nie denerwuj). Sid w końcu po dalszym ochrzanieniu od Rose puścił Sebastiana, który ledwo oddychał.Mag wody sobie poszedł nad jezioro, aby tam potrenować i trochę się uspokoić.
-Wszystko dobrze? Nic cię nie boli?-Rose zachowywała się teraz jak matka, która martwi się o swoje dziecko.
-Tak...trochę mnie ścisnął,ale wszystko dobrze. -Ciężko oddychał,ale nie miał żadnych obrażeń.
-Na szczęście. Wracamy?-odetchnęła z ulgą.Bała się, że Sid zrobił się zazdrosny o Sebastiana i chciał go zabić. Przecież on też jest dla niej ważny. Traktuje go jak brata od kiedy ze sobą zerwali. Czy jemu to nie wystarczy? A może Sid myśli inaczej o jej relacjach z Sebastianem?Może się cieszy,że jest szczęśliwa albo inaczej? Trzymając Sebastiana za rękę była zupełnie w innym świecie. Czuła się inaczej gdy był obok. Czuła ciepło,a jednocześnie zimno;niebo i piekło ;radość i smutek ;dobro i zło ;życie i śmierć.





   


sobota, 6 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ XXI

Dzieeń doobry czytelnicy!! Dzisiaj będzie takie urozmaicenie i trochę odstąpimy od Sebka..Rose...Shelly i Claude'a.Muszą odpocząć biedaki...ja w sumie to nie odpoczywam..widzieliście stronę  z postaciami?Jak wyszło mi to?



                                                                           ***
Daphne Sydney Roberts...zwykła łowczyni dbająca o pokój na świecie...Po tym po się stało z Shelly nie może tego zaakceptować.Nawet jeśli William przestał być sztywny jak zwykle.To i tak nic nie da.Zobaczyć do czego jest zdolna twoja najlepsza przyjaciółka to bywa czasem zaskakujące i pełne podziwu,ale nie w jej przypadku.Chciała zabić na własnych oczach...chciała odebrać komuś siłę..to nie do pomyślenia...Niestety musiała ją powstrzymać choć nie chciała jej skrzywdzić.Z sercem pełnym bólu i rozpaczy siedziała w fotelu w salonie i rozmyślała.

                                                                       
                                                                            ***
Była sobota i dzisiaj trening trwał krócej.Chciał dać dla Sebastiana łomot,ale nie miał na to chęci.Wczoraj nieźle dostał w łeb.I kto tu jest okrutny?
-Starczy na dzisiaj...jesteś wolny-obojętnym tonem głosu zwrócił się do Sebastiana.Ten słysząc,że to już koniec wyszedł z areny cały w skowronkach ciesząc się,że nie dostał dzisiaj łomotu.
Może z kimś się spotkam?na przykład....na przykład...O!Już wiem z kim się spotkam!
Sid też wyszedł szczęśliwy.Myślał teraz o tylko o osobie,z którą się zobaczy.

                                                                            ***
Zapukał do drzwi.Minęło kilka chwil i znowu zapukał.
Kto to może być? Dziewczyna wstała z fotela i udała się do drzwi.Na wszelki wypadek wzięła mały prostokącik ze sobą.Była to rozkładana patelnia(XD). Zerknęła przed oczko w drzwiach.To tylko Sid.Otworzyła drzwi.
-Cześć.._powitał ją szerokim uśmiechem.
-Cześć..cześć..wejdź...-wpuściła go lekko się uśmiechając.Zawsze starała się być przy nim normalna.
-mam nadzieję,że nie przeszkadzam
-Coś ty Sid!!Ty mi przeszkadzać?W czym niby?_poklepała go po ramieniu.
-Hmmmm...w wielu rzeczach mogę przeszkadzać...-Sid od razu zaczął swój potok zboczonych tekstów.
-No nie wiem..zależy co masz na myśli Sid- odbiła jego tekst.
-Mam ci powiedzieć czy może pokazać?-puścił jej oczko.
-Hmmmmm....pokazać-była bardzo ciekawa,co ma w tej swojej głowie pełnym zboczonych myśli.O dziwno tylko przy Daphne się tak zachowywał.
-To chodź.-wyszli na dwór.
-YYYYY..Dokąd idziemy?-była całkowicie zbita z tropu.
-Na spacer a co?Nie pasuje ci?Wolisz inne rzeczy robić ;)?-Sid znowu poszedł na całego i walnął zboczony tekst.
-Weź się ogarnij ty zboczeńcu bo wyjmę patelnię!!!-Dostał w swoje włosy otwartą ręką dziewczyny.
-Dobra dobra..dzięki za komplement.-poprawił rozczochrane włosy i poszli dalej.
Daphne nie wiedział co odpowiedzieć...można rzec,że ją zgasił.
To jest kompletny zbok.Z KIM ja się zadaję?!?!
Sama sobie zaprzeczała,lubiła jego towarzystwo.Dzięki niemu również odzyskiwała humor,którego teraz wogóle nie miała.William nie był skłonny do takich słów jak Sid.
-Zapomniałaś języka w gębie Daphie?-Uwielbiał tak nazywać dziewczynę,to ją wkurzało.
-...nie jestem Daphie..jestem Daphne!!!_W głębi siebie cieszyła się,że tak ją nazywa.Nikt inny tak na nią nie mówił i czuła się z tego powodu bardzo zaszczycona...czuła się wyjątkowa.
-Po co mnie zabrałeś na spacer?-Była bardzo ciekawa czemu to robi..czemu się z nią zadaje...co go tak ciekawi w niej.
-A tak sobie...dawno się nie widzieliśmy...choć nie...miesi,ac temu...ale ja i tak mało już pamiętam z naszego spotkania...nie mieliśmy wtedy okazji porozmawiać.
-Aha....to ja ci przypomnę...Próbowaliśmy zatrzymać Shell,bo jej odbiło..i ty wtedy ją tymi swoimi czary-mary unieruchomiłeś..Ta DA!!Jestem lakoniczna!!^^-Bardzo streściła całą próbe aresztowania Shelly.
-Rzeczywiście jesteś lakoniczna.-szli po parku.
Byli już bliskimi przyjaciółmi..przynajmniej tak uważali.Pomagali sobuie kiedy było trzeba.Jedno drugiego wspierało i pocieszało.
-Co ty taka przygaszona dzisiaj? -Miał rację,coś było z nią nie tak.Nie świeciła tą energią co zawsze.
Nie odpowiedziała na jego pytanie i dalej milczała.-Co się stało Daphne?-teraz już nie był tym zboczonym Sidem,lecz troskliwym Sidem.
-......to nic takiego.-skłamała.Wiedział,że nie wyjdzie jej to.
-Nie umiesz kłamać...może pogadamy w cztery oczy co cie trapi?Co ty na to?-uśmichnął sie do niej czule dając jej szansę na wygadanie się.Może jej to pomoże?
Doszli do samotnej ławki pośród drzew.Usiedli na niej.
-Więc mów...-chciał jej pomóc.Przynajmniej próbował.To już wola Daphne czy przyjmie jego pomoc.
-Dobrze......nie mogę się pogodzić z tym co zrobiła Shell...wciąż mam przed oczami jej twarz...wtedy jak się włamała do mnie do domu...a potem walka...nie potrafię tego zaakceptować...nie mogę...próbuję o tym zapomnieć,jednak zawsze coś mi staje na drodze...-Po tych wydarzeniach,które sie stały u niej w domu rzeczywiście miała problemy ze swoją psychiką.
-Ohhh..Daphne...Chodź tu..-czule przytulił dziewczynę jakby była dla niego kimś więcej niż przyjaciółką.-Wiem jak trudno jest o tym wszystkim tobie zapomnieć...znam to uczucie...ale uwierz...warto się do kogoś uciec i komuś o tym powiedzieć...-teraz biła od niego troska i zrozumienie...jakby zupełnie stał się kimś innym.
-...dziękuję...wiele dla mnie znaczysz Sid...naprawdę-odwzajemniła jego uścisk.Po kilku minutach wstali i udali się do domu,ponieważ zaczęło się ściemniać i robić chłodno.Dla Sida zimno nie robiło krzywdy..wręcz przeciwnie-wzmacniało go.W domu jeszcze trochę pogadali.Widać było po twrzy Daphne,że jej trochę ulżyło.Jednak czas płynął bardzo szybko i musieli się pożegnać.
-Dzięki potkanie Sid...-uśmiechnęła się i przytuliła przyjaciela...-Kiedy się zobaczymy?
-Ja też dziękuję za spotkanie...co do następnego spotkania to bądź pewna,że niedługo znów sie zobaczymy.-Wykonał ruch ,którego ona by się nawet nie spodziewała po nim.Puścił ja i pocałował w policzek.-Do zobaczenia Daphie.
-..............Do zobaczenia-Nie mogła uwierzyć w to co przed chwilą zrobił.Gdy wyszedł z domu dotknęła policzka przy miejscu gdzie ją pocałował.Mimo iż były policzki gorące to w miejscu gdzie były jego usta poczuła lekki chłód.-Dziękuję Sid....
Była już prawie 23 więc udała się już spać.Przed zamknięciem oczu postanowiła sobie,że nigdy nie zapomni tego co działo się przed wyjściem Sida.