Strony

piątek, 24 marca 2017

ROZDZIAŁ 41

Jestem leniwa. Albo raczej rozgarnięta. Rozdział napisany na kartce i co?...zgubiłam kartkę. Znalazłam ją w szafce szkolnej (nawet nie wiem jak ;-;). No i jeszcze mam depresję,albo i nie. Nie wiem.

***
-Pamiętaj, aby utrzymać stałą temperaturę ciała. - Rzekła skupiona Rose do Sida. Po tym jak Sebastian stracił przytomność magowie (czyli Sid i Rose) zanieśli czarnowłosego do skrzydła z pokojami. Pomieszczenie było skromne. Łóżko,szafka nocna i szafa na ubrania. W świątyni były dwa źródła światła: pierwsze - naturalne, czyli promienie słońca, które wpadały przez okna ; oraz drugie - ogień wytwarzany przez magów ognia.
-No przecież wiem Roska - Sid nie stresował się tak bardzo. Wewnątrz siebie się martwił, że straci przyjaciela. - Przynieś wodę. Wlej ją do tego. - Dał dla swojej byłej małą, okrągłą buteleczkę(coś w rodzaju buteleczki z eliksirem jaką miał Asterix). - Napełnij ją całą. Pod żadnym pozorem nie zgub jej i nie dawaj nikomu mojej własności. Zrozumiałaś?
- Tak. Do zobaczenia. Opiekuj się nim. - Stanęła na parapecie w oknie. Wyskoczyła przez niego. Spadając w powietrzu rozłożyła lotnię i prąd wiatru wzbił Rose w górę. Z lotu ptaka wszystko widziała jak na dłoni Tak, bez problemu błąkania się po ziemi mogła znaleźć jakiś staw czy rzeczkę widząc wszystko z góry.
***
- Panie Keller. Wszystko jest gotowe. - Młody chłopak oznajmił dla swego pana,że już wszystko jest gotowe i można zaczynać działać. Była noc. Jednak jego pan nie spał. Pan Gildii Cienia nie śpi. To niestosowne dla niego.
- Świetnie. Możesz odejść. - Tajemniczy Keller stał na skraju przepaści. Pod nogami miał bezdenną ciemność. Ciemność...jedno ze słów,które uwielbiał mówić. Nastolatek odeszdł w ciemny las. Vincent, bo tak miał na imię Pan Gildii był 20-latkiem. Oczy piwne, włosy o kasztanowym kolorze zasłaniały jego czoło. Od prawego rogu ust aż do skroni przebiegała głęboka blizna.
-Wszystko się udaje...już wkrótce... - Wybuchł śmiechem. Dzikim,nieokiełznanym śmiechem. -...będziesz moja...po tylu latach...
Wszystkie żywe istoty wiedziały kim jest Vincent Keller. Kiedyś w przeszłości pewien demon miał z nim dobre stosunki. Jaki demon?  To już jest zagadka. Nawet Keller nie widział jego twarzy. Cały czas istota piekielna ukrywała się pod kapturem. Im stosunki były lepsze,tym coraz rzadziej się widzieli. W końcu kontakt się urwał. Nie było żadnych znaków świadczących o obecności demona. Czekanie dla Vincenta się znudziło i dał sobie spokój z robieniem nadzieji. Teraz tylko czekał na kogoś innego. Pierwsza łowczyni która potrafi panować nad metalem. Ale...kto to był?
***
W głowie Rose brzmiało tylko jedno słowo : Woda. Aby uleczyć Sebastiana była koniecznie potrzebna. W końcu po lataniu przez jakąś godzinę znalazła małą rzeczkę blisko świątyni. Wylądowała na ziemi i odkręciła buteleczkę. Potem napełniła ją wodą. Ciecz zabarwiła się na kolor szafirowy. To było magiczne, ale można się było tego spodziewać. Przewiesiła buteleczkę przez szyję, dzięki pasowi,który był dołączony. Rozłożyła lotnię i już miała odlecieć, ale poczuła czyjąś obecność. Stała w bezruchu słuchając ciszy. Po kilku minutach cicho westchnęła. Skoczyła w powietrze. Było jej smutno,była zawiedziona. Ale nie będzie się wtrącać w czyjeś życie. Odpuści, ponieważ wtedy bardziej zdenerwuje.
***
Zrobił dla Sebastiana okładka z wody,którą wytworzył z powietrza jakimś cudem. Tutaj było bardzo suche powietrze. W końcu to przecież świątynia ognia. Gorączka trawiła organizm Sebastiana. To nie był normalny wzrost temperatury. Tylko woda, którą miała dostarczyć Rose mogła pomóc. Umysł Sebastiana mylił fakty z iluzją. Cały czas czuł, że wraca do swojej przeszłości. Że znów jest demonem, którym nigdy nie był. Kłamstwo coraz bardziej pochłoniało jego zakamarki umysłu.
- CHOLERA!  Ogarnij się idioto! - Czuł,co się dzieje z czarnowłosym. Chciał pomóc, ale miał związane ręce bez wody. Musiał czekać na Rose. Oby tylko przyszła zanim się obudzi Sebastian. Jak otworzy oczy to będzie za późno.
***
Rezydencja Phantomhive - rok 1888 (jeśli rok źle to sorry. Ale tu chodzi tylko o to, żeby Ciel miał 16 lat) 
-Mój Panie. - Ukłonił się. - Przeniosłem herbatę. Dzisiaj Earl Grey Higgins. Do tego twoje ulubione ciasto truskawkowo-czekoladowe. - Zaprezentował menu. Potem nalał do filiżanki herbaty i ukroił kawałek ciasta. Ułożył je starannie na talerzu. 
-Mhm... - Nastolatek miał nos w dokumentach. Odłożył kartkę,którą trzymał z westchnieniem. 
-Czy coś stało,Mój Panie?
-Nie. Wszystkie obowiązki wykonane? - Wziął łyk herbaty. 
-Tak,Mój Panie. - Lekko kiwnął głową. 
-Świetnie. Chcę z tobą o czymś porozmawiać. - Powiedział gdy spróbował ciasta. 
-O czym,paniczu?  - Był ciekawy o czym chce jego Pan z nim porozmawiać. 
-Czy aby na pewno jesteś demonem? - Miał ostatnio dziwne sny o Sebastianie. Widział swego kanerdynera w ogniu. Potem już mężczyznę z łukiem w ręku,który strzelał do dziewczyny. Stała ona przy Claudzie,który przecież nie żył. To było dziwne. Jakby było tego mało pojawiło się kobieta z kijem w zwiewnych ciuchach. Poszła w stronę Sebastiana, który wciąż był za zasłoną z ognia. Ogień znikał z każdą chwilą. Zobaczył jak ta kobieta całuje Sebastiana. Na tym sen się kończył. 
-Tak. Czemu pytasz? - Nie znaleziono snów swego kontrahenta, chociaż w głębi siebie chciał choć trochę wiedzieć. 
Do końca zemsty ten sen nawiedzał Ciela. Koniec końców stał się demonem jak jego sługa. Mieli nadzieję, że się kiedyś spotkają. Chociaż na 5 minut. Czarnowłosy błąkał się po ziemi. Nie chciał wracać do domu - do piekła. Jednak...czy to był jego dom? 
***
Coraz bardziej odpływał. Sid robił dla niego okłady, ale to niewiele pomagało. Temperatura rosła. W końcu nadeszła pomoc. Wróciła Rose z wodą.
- Dawaj ją!Szybko! - Natychmiast wstał i pobiegł do Rose. Szybko chwycił swoją własność. Otworzył buteleczkę i wylał wodę w powietrze. Ciecz zmieniła się w parę wodną. Szafirowy dym poleciał w kierunku leżącego Sebastiana. Czarnowłosy wdychał to.
- I co dalej? - Spytała Rose.
- Nadzieja w sile woli Sebastiana. Powinien z tego wyjść. - Spojrzał na twarz przyjaciela. Wciąż miał ten grymas bólu. Cały czas postanowiła czuwać przy nim. Nawet jeśli umrze to pochwają go z godnością. Ale to było sprzeczne ze sposobem traktowania maga ognia przez Rose i Sida. Może się podnieść dzięki przyjaciołom. Zawsze dla kogoś żyjesz. Masz swój cel i musisz go wypełnić mimo to, chociaż są przeciwności losu.

13 komentarzy:

  1. Hej.Jaka depresja? Kto by pomyślał Sid uważa Sebastiana za przyjaciela, a Rose dlaczego jest aż tak spokojna? Gdzie jej miłość? Bardziej mnie interesuję Vincent Keller <3 Lubię tajemniczych mężczyzn ^.^.Ciekawi mnie, co się dzieje z Cielem.Kiedy będzie pewien lemon? Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty i depresja xD rozdział taki sobie, postacie mają dziwne zachowanie tak jak zauważyła Katarzyna, moim zdaniem są trochę sztuczne. Też zauważyłam dużo nieodpowiednie mogłabyś też dać jakiegokolwiek OPISY UCZYĆ, OTOCZENIA, ZACHOWANIA bo bez tego wszystko staje się coraz bardziej sztuczne NAWET W TRUDNYCH SPRAWACH JEST WIĘCEJ EMOCJI !! Kom trochę krytyczny ale jak ja ci nie dam kopa w tyłek to nikt nie da.






    a lemona nikt ci nie odpuści.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. Sid 😏😏😏😏
      Jestem bliżej niż myślisz rudy kocie. Zawołam zaraz Sebastiana 😏😏😏

      Usuń
    2. Tak ^^
      Wróciłam żywa. Ciężko było wydostać z szafy

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    4. Z ciebie. Ja włosów nie farbuje na czerwono i nie bije Seby

      Usuń
    5. Taaaa. Seba mi mówił,że mu grozisz kastracją

      Usuń
    6. A czyj to był pomysł ?

      Usuń